OJ, JUŻ SIĘ TAK NIE PIEŚĆ!

Oj, już się tak nie pieść!
Wstawaj, nic się nie stało!
Bądź zuch!

…te i kilka jeszcze innych podobnych komend, jakimi byliśmy powszechnie karmieni przez naszych wychowawców, opiekunów czy nauczycieli, zrobiły – trzeba powiedzieć wprost – grubą robotę!
Każdy z nas słyszał to pewnie w dzieciństwie nie raz i nie dwa, a może nawet i dużo więcej.
Przekonania w stylu: „chłopaki nie płaczą” albo teksty z serii: „do wesela się zagoi” osiadły w zbiorowej podświadomości, ryjąc głębokie i mroczne korytarze, którymi potem przez całe lata biegły i nadal jeszcze często biegną nasze nieuświadomione myśli oraz podprogowe wzorce miłości własnej.

Jak mamy potem umieć kochać siebie?
Jak potem złapać kontakt z ciałem?
Jak wejść w pole własnego serca i zdać sobie sprawę z własnych odczuć?

Dla dziecka stan, w którym czuje się ono w kontakcie ze sobą i własnym organizmem, jest naturalny jak fakt, że kocha swoich rodziców totalnie bezwarunkowo.
Jeśli słyszy komendy, które go tego skutecznie oduczają i to w sposób regularnie powtarzalny, a w dodatku od osób mu najbliższych, przestaje sobie ufać, a zaczyna zaprzeczać. Gdy trwa to całymi latami, staje się nawykiem i zmienia postrzeganie wewnętrznej rzeczywistości.

Jak później zrozumieć, co ciało do nas mówi?
Jak skontaktować się z emocjami i je rozpoznać?
Skąd wiedzieć, jakie jest źródło bólu, dyskomfortu czy niewygody?

Niby to śmieszne, jak wujek na rodzinnej imprezie pyta swoją żonę: „ej, co mnie boli?”, ale zaraz przychodzi refleksja, że chyba jednak nie do końca…

Wciąż jeszcze niestety obserwujemy niską świadomość społeczną jeśli chodzi o zrozumienie swojej choroby, czucie ciała czy kontakt z własnymi uczuciami. Ale jak niby ma być inaczej, kiedy w przeszłości nam to odebrano?

Droga dorosłego do odzyskania świadomości własnego ciała potrafi być bardzo kręta i długa…
Wymaga wielu powtórzeń i niezwykłej wytrwałości, by się w międzyczasie nie poddać.
Mieści ona bowiem w sobie liczne przystanki, na których czekają zamrożone z czasem stare traumy, ból i cierpienie w połączeniu z pamięcią ludzkiej oceny, osądu i wspomnieniami komentarzy w stylu: „Ale się pieścisz nad sobą!”.

Jak wejść w świadomość własnego oddechu, jeśli to jest „pieszczeniem się ze sobą”?
Od razu odechciewa się kolejnego wdechu, prawda?
Jak nadać piękną intencję na swój rytualny masaż, jeśli korzystanie z usług masażystki to „chyba przesada!”
I wtedy zaczynamy się ukrywać przed znajomymi, że w ogóle chodzimy na masaże…
Jak nie mieć poczucia straty czasu podczas porannych ćwiczeń, wieczornych medytacji lub codziennego wyciskania świeżych soków, jeśli to nigdy wcześniej nie miało żadnej wartości dla naszych bliskich, z którymi się wychowywaliśmy?
Jak nadać teraz temu wszystkiemu wartość?
I w ogóle po co?
To może lepiej zacząć od jutra?…

W Biologii Totalnej kluczowym momentem procesu uzdrowienia, jest chwila AHA!, kiedy udaje nam się połączyć kropki między obecną chorobą a wcześniejszym zjawiskiem, które ją wywołało. Tej chwili AHA! z reguły towarzyszy spontaniczne uwolnienie emocji uwięzionych w chwili konfliktu i jest to bardzo pożądane w terapii. Niestety jednak nie występuje to u każdego, a w każdym razie nie zawsze.

U kogo ono nie wystąpi?
U wszystkich tych, którzy nie mogli się pieścić w dzieciństwie…

Bardzo często (niestety) zadziała u nich bowiem mechanizm włączający znak STOP-u dla odczuwania (a tym samym uświadomienia sobie, a potem nazwania) wszelkich emocji i uczuć, w niektórych przypadkach nawet i bólu zatrzymanego w chwili stresu.
Co z tego, że trafnie zadane pytanie konsultanta BT celnie uderzy w samo centrum konfliktu, jeśli ciało go nie puści?
Ileż to razy słyszałam w swoim gabinecie to znienawidzone przez terapeutów pytanie: „No dobrze, i co teraz?”
Jeśli terapia dobrze przebiega, klient nigdy takiego pytania nie zada.
Kłopot w tym, że o przebiegu terapii nie decyduje wyłącznie terapeuta (są też oczywiście spore tego plusy, ale teraz nie o tym!).
Klient powinien wykazywać zdolność do odczuwania pewnych stanów psycho-emocjonalnych, jeśli zaś tego nie wykazuje, jest to wskazaniem do pracy najpierw nad odzyskaniem takiej zdolności.

A co, jeśli to my jesteśmy takim klientem?…
Jak zacząć odzyskiwać zdolność do jeszcze głębszego odczuwania emocji i odczytywania komunikatów płynących z ciała?
Jak wejść w miłość własną tak szczerze, naprawdę i do samego końca?

Po pierwsze uświadamiając sobie wszystkie te podprogowe komendy, jakimi byliśmy karmieni w młodości na temat stosunku do ciała, dbałości o zdrowie czy o psychikę. Może spisując, a może 'tylko’ przypominając sobie je wszystkie po kolei w jakiejś głębokiej medytacji czy po prostu w codziennym życiu.
Następnie puszczając je po kolei w niepamięć, równocześnie uwalniając skryty żal, złość czy inne trudne emocje, które automatycznie dowiązały się do całości pod wpływem owych komend.
W trzecim kroku jest czas na naukę miłości bezwarunkowej do samego siebie i na odkrywanie korzyści, jakie płyną z kontaktu z własnymi uczuciami i ciałem.

Jeśli nie zachowamy tej kolejności, sama nauka pracy z ciałem, może nie być wystarczająca.

Zatem czy pozwolimy sobie znowu pieścić się nad sobą?
Czy uda nam się wyjść ze społecznych paradygmatów na temat pracy ze sobą?
Czy będziemy potrafili z powrotem przywrócić wartość pewnym zabiegom i uwadze dla ciała?

Jeśli gdzieś na dnie serca spoczywa choć resztka miłości własnej, pozwólmy jej dojść do głosu.
Jeśli ta miłość własna zacznie nas uczyć bezwarunkowości, zacznijmy jej słuchać.
A gdy już miłość bezwarunkowa zagości na stałe w naszym życiu, zacznijmy się nią kierować na stałe, nawet gdyby świat dalej zasypywał nas swoimi komendami…

Pierwsze AHA!, przy którym popłyną gorące łzy uwolnienia, wynagrodzi nam cały trud odzyskiwania tej naturalnej zdolności, z jaką przyszliśmy na ten świat.

Kto raz tego doświadczył, ten nigdy już nie zawróci z tej drogi!

Z Miłością i Światłem ❤️

Magda Wdowiak