NAJBARDZIEJ BOLI CIERPIENIE W SAMOTNOŚCI

„W 90% konie cierpią w milczeniu” – usłyszałam wczoraj od instruktorki jazdy konnej.
Koń nie pokaże, że boli go ząb, wrzody żołądka czy ukąszenie gza…
A człowiek?
A czy człowiek zawsze pokazuje swoje cierpienie?…

Cierpienie w milczeniu boli najbardziej.
Kiedy nie możesz nikomu powiedzieć o tym, co czujesz i co ci jest.
Kiedy nikogo przy tobie wtedy nie ma.
Kiedy w chwili największej potrzeby, jest się samemu.
I wszystkie decyzje trzeba podjąć osobiście bez żadnej możliwości rozmowy z kimkolwiek zaufanym.
Bez wsparcia.

Mówi się, że ze śmiercią człowiek zawsze mierzy się sam.
Ale żeby tak z życiem?…

To uczucie dojmującej samotności, izolacji i pozostania w milczącym cierpieniu jest jednym z 4 warunków tzw. DHS-u w myśl Germańskiej Nowej Medycyny (GNM) i w ślad za tym Biologii Totalnej (BT).

Z definicji DHS to Syndrom Dirka Hamera – pojęcie utworzone przez dr Hamera, określające wstrząs emocjonalny, który spada na nas jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Uderzenie DHS wprowadza organizm w tzw. fazę aktywną konfliktu – to właśnie od tego momentu zaczyna się każda nasza choroba.
Dotarcie do chwili, w której nastąpił DHS, pozwala na odkrycie konfliktu programującego daną chorobę i znalezienie rozwiązania, którego mózg gorączkowo poszukuje od tamtej pory.
Czasem to trwa całymi latami…

Wg GNM, żeby można było mówić o typowym DHS-ie, konieczne są do spełnienia 4 warunki:
zdarzenie (’grom z jasnego nieba’) musi:
mieć ciężki, poważny, dramatyczny charakter
zajść w sposób nagły, zaskakujący, nieoczekiwany
wprowadzić organizm w stan szoku konfliktującego
być odczute w izolacji, czytaj po prostu: w samotności, bez wystarczającego wsparcia.

To właśnie o tym ostatnim warunku myślałam, pisząc o tym, że najbardziej boli cierpienie w milczeniu.
Kiedy możesz się komuś wygadać, wypłakać na ramieniu,
kiedy czujesz, że ktoś to udźwignie razem z tobą i że nie jesteś w czymś sam(a),
wtedy konflikt jest co najmniej złagodzony.

Nie zawsze jednak mamy to szczęście.
Jeśli ktoś ma za sobą podobne zdarzenia, wie, czym piszę.
Panika, szok, skrajne przerażenie itp. potrafią straumatyzować na długie lata, a nawet do końca życia.

Co więc wtedy zrobić?
Jak wyjść z takiej sytuacji?
Jak to odwrócić?

Jednym ze sprawdzonych sposobów na wyjście z DHS-u, z fazy aktywnej, a potem z samej choroby, jest uzyskanie wsparcia od drugiej istoty.
Poczucie, że nie jest się skrajnie samotnym,
że obok jest druga osoba, która nam towarzyszy.
Czasem wystarczy spojrzenie w oczy ratownika medycznego,
czy opiekuńczy głos pielęgniarki.
Czasem to za mało i potrzebna będzie głębsza rozmowa czy wspierające towarzyszenie na dłuższą metę…

Jeśli warunkiem wejścia w fazę aktywną konfliktu było odczucie izolacji,
logiczne jest, że warunkiem koniecznym do wyjścia z niego będzie poczucie obecności przy nas drugiej osoby.
Być może partnera/partnerki, przyjaciela czy dobrej sąsiadki,
a być może, że da nam to dopiero profesjonalny terapeuta, psycholog czy konsultant BT.
Dla mózgu i ciała człowieka, bez znaczenia, kim będzie osoba wspierająca, byle by można było nabrać do niej zaufania i przyjąć oferowaną pomoc. To bardzo ważne dla naszego zdrowienia.

Czy umiemy o to poprosić?
Czy umiemy się na to otworzyć?
Czy umiemy w końcu to przyjąć?

Jak często cierpisz w milczeniu?
Jak często zamykasz się w sobie ze swoim bólem fizycznym czy psychicznym?
Jak często nie pokazujesz po sobie dręczących emocji lub uczuć?
Jak często wybierasz nikomu o tym nie powiedzieć? Z nikim o tym nie porozmawiać?
Jak bardzo stało się to już Twoim nawykiem?
Jak bardzo nie wierzysz już, że ktoś mógłby się Tobą zainteresować? Że dla kogoś Twoje cierpienie mogłoby być ważne?
Jak bardzo uwierzyłaś/eś już, że w ogóle jesteś dla nikogo nieważna/nieważny?..

Ten stan podtrzymuje fazy aktywne naszych chorób.
Stan zamknięcia się w sobie, zostania ze swoim bólem sam na sam, utwardzania siebie, żeby wytrzymać…

Koń może cierpi w milczeniu, ale my – ludzie?
Czy też tak musimy?
Dlaczego to wybierać?
I po co?…

Odważmy się wyjść do ludzi i prosić o pomoc.
Odważmy się rozmawiać o swoim cierpieniu i bólu.
Szukajmy wspierających nas ludzi wokół siebie i rozmawiajmy, mówmy o sobie, nie po to, by się nad sobą użalać czy utrzymywać role ofiary, ale po to, by znajdować rozwiązania dla mózgu.
Świadome rozwiązania…

To zdejmuje z nas traumy, usuwa szok i wprowadza miękkie do naszych tkanek.

I w tym miejscu przypomina mi się wiersz ks. Twardowskiego:

„Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny (…)”

Nie urodziliśmy się na bezludnej wyspie, na samotnej planecie czy na pustyni…
Jesteśmy zwierzętami stadnymi.

Konie też…

Z Miłością i Światłem ❤️

Magda Wdowiak