Twój koszyk jest obecnie pusty!
Z JAKIEGO POZIOMU DZIAŁASZ: MIŁOŚCI CZY POŚWIĘCENIA?
Przyznaj się, choćby sam(a) przed sobą, ile razy zrobiłaś/eś coś wyłącznie ze względu na dzieci?
Zwłaszcza w Święta takie jak te nadchodzące?
Że gdyby nie było dzieci, to pewnych rzeczy by Ci się nie chciało zrobić?…
Było tak, prawda?
A teraz pomyśl poważnie: czy to ma sens?
A jeśli tak, to jaki?
Bo to, do czego teraz zmierzam, kontynuując myśli z poprzednich dwóch postów, to kolejny punkt programu pt.: jak wyeliminować u siebie wszelkie poświęcanie się.
Rzecz w tym, że dorośli zbyt często pozwalają sobie na robienie rzeczy z poziomu poświęcania, czyli ofiary, nawet nie zdając sobie z tego sprawy!
Przy działaniu dla dobra dzieci widać to zawsze najpóźniej…
Dla dzieci jesteśmy gotowi iść na Pasterkę w środku nocy albo biegać na roraty o świcie.
Dla dzieci godzinami lepimy pierniczki, kupujemy większą choinkę, słuchamy dziecięcych kolęd.
Dla dzieci albo odejmujemy sobie od ust albo po nich dojadamy.
Dzieciom pozwalamy zajmować zaszczytne miejsce przy stole, sami ustępując im miejsca i siedząc często w kącie.
Przy dzieciach przymykamy oko na pewne kwestie, rezygnujemy z niektórych tradycji albo spotkań z bliskimi.
Przykłady można mnożyć.
Tymczasem pojawia się pytanie:
Z JAKIEGO POZIOMU TO ROBISZ: MIŁOŚCI CZY POŚWIĘCENIA?
Jeśli odpowiedź brzmi: z Miłości,
to wspaniale, rób tak dalej!
Ale jeśli powoduje Tobą poświęcenie „dla dobra dziecka”, to wiedz,
że to nie jest Dobro.
Zobacz, to dziecko kiedyś dorośnie i nauczone takich wzorców, samo będzie powielać je podobnie…
Czy to chcesz mu właśnie przekazać?
Tego cierpienia nauczyć?
Kto Tobie wkleił, że to ma wartość?
Po kim Ty to przejęłaś/przejąłeś?
Kto tak robił w Twoim rodzie?…
Pamiętam moją Ciocię Zosię na łożu śmierci – to było w 2008r., byłam już dorosła.
Całe życie przeżyła jako nauczycielka języka polskiego, a prywatnie jako tzw. stara panna.
Zawsze ściągała na wakacje do swojej maleńkiej kawalerki wszystkie dzieciaki z rodziny, czyli wtedy mnie i całe kuzynostwo; spaliśmy pokotem na podłodze jeden obok drugiego jak sardynki w puszce! Zawsze myślę o Niej bardzo ciepło.
Wtedy w szpitalu bardzo bała się odejść, a my wszyscy wiedzieliśmy, że to już nieuniknione.
Byłam chyba jedyną osobą, której się szczerze zwierzała i z którą nie bała się porozmawiać o sobie, a ja miałam odwagę by Jej słuchać i do Niej mówić o Bogu.
Że nie ma śmierci.
I żeby się nie bała.
„- Ciociu, pamiętasz, przecież to Ty nas prowadzałaś co niedzielę do kościoła, jak tylko przyjeżdżaliśmy do Ciebie na nocowanki. Dawałaś na tacę. Chodziłaś z nami oglądać inne kościoły…
– Robiłam to dla Was. Sama miałam z tym konflikt. Gdy do mnie nie przyjeżdżaliście, już do kościoła nie chodziłam. Księdza przyjmowałam tylko po to, by sąsiedzi nie gadali…”
To byl dla mnie szok.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Całe życie przeleciało mi przed oczami.
Wszystkie moje wierzenia religijne, albo co najmniej spory ich kawałek, zostały wtedy przewartościowane i ewidentnie straciły na znaczeniu.
Wiele czasu zajęło mi zweryfikować swoją Prawdę na nowo.
Czy to robienie czegoś „dla dobra dzieci” nie wychodzi czasem bokiem?…
Dzieci prędzej czy później zorientują się w fałszu i nie chodzi o to, że odkryją, że nie ma św. Mikołaja.
One dorastając, poczują, że były oszukiwane i że w tym poświęceniu dorosłych nie było Miłości, a tylko tzw. „dobre intencje, którymi piekło jest wybrukowane”.
Zatem przyjrzyj się motywacjom swoich czynów i zadaj sobie jeszcze raz to samo pytanie:
Z JAKIEGO POZIOMU TO ROBIĘ: MIŁOŚCI CZY POŚWIĘCENIA?
Powtarzaj to sobie co chwilę, przy każdej decyzji.
I jeśli tylko odpowiedzią nie będzie: Miłość, wtedy pionek wraca w grze na start i zaczynasz od nowa.
Bo jest czymś innym iść do kościoła na poranne roraty, gdy czujesz, że to Cię wzbogaca, rozwija i jest zgodne z całym/ą Tobą.
Bo jest czymś innym klejenie łańcuchów na choinkę czy robienie setki lukrowanych pierniczków, gdy daje Ci to radość i cieszysz się na samą myśl, że możesz się nimi z kimś podzielić.
Bo jest zupełnie czymś innym, jeśli wiesz, że śpiewanie dziecięcych kolęd rozwija w dziecku muzykalność i wiesz, że chcesz i umiesz mu to dawać.
Bo jest zupełnie czymś innym zrobić dziecku pierogi z kaszą, gdy wiesz, że nie zje ciężkostrawnej kapusty lub w ogóle nie dać pierogów, gdy jest alergikiem, a nie są bezglutenowe.
Bo jest zupełnie czymś innym przygotowywać Święta, gdy wzmacniasz tym swoje Wewnętrzne Dziecko, mówiąc mu: widzę Cię i robię to dla Ciebie i z Tobą!
To wszystko jest zupełnie czymś innym, gdy płynie z mądrej Miłości.
Nie z poświęcenia.
Na zewnątrz może wyglądać zupełnie tak samo,
z pozoru nie różni się niczym,
ale tylko z pozoru…
Sprawdź, gdy przygotowujesz Święta, co płynie pod spodem?
Lęk przed krytyką matki? Teściowej?
Powszechne przekonanie, że pewne rzeczy robi się właśnie tak i musisz się do tego dostosować?
Niechęć do oceny sąsiadów?
Wyłącznie tradycja?
Strach przed poczuciem religijnej grzeszności?
Wtedy gubisz siebie.
Wtedy nie słuchasz swojego Młodszego Ja.
Wtedy żyjesz w niespójności.
I wtedy zaczynasz chorować…
Niech ten czas przedświąteczny pozwoli Ci na weryfikację swoich poglądów, zachowań i postawy.
Oby sprzyjał mądrości, dobrym decyzjom i zachowaniu wewnętrznej spójności.
Aby cieszył Twoje Wewnętrzne Dziecko i pomagał innym przewartościować swoje podejście do życia przy Tobie.
Wtedy dzieci na tym skorzystają.
Wtedy „dla dobra dziecka” zamieni się w „dla DOBRA dziecka”.
Wtedy nowe wzorce będą mogły zaistnieć i zakorzenić się w rodzie na następne pokolenia.
Z POZIOMU MIŁOŚCI.
I tylko wtedy.
Z Miłością i Światłem ❤️
Magda Wdowiak