Twój koszyk jest obecnie pusty!
JAK PRACUJE SIĘ Z PATCHWORKOWĄ RODZINĄ W BIOLOGII TOTALNEJ?
Mówiąc w największym skrócie: nie uznając żadnej przypadkowości i jednocześnie przyjmując wraz z nowymi członkami rodziny całe „dobrodziejstwo ich inwentarza”. 😉
A teraz omówmy to szerzej.
Jako że ilość rozwodów rośnie w olbrzymim tempie, w podobnym tempie przybywa nam na świecie rodzin patchworkowych (wciąż nie mamy na to pojęcie odpowiedniego dobrego słowa w naszym języku), to jest rodzin złożonych z osób niespokrewnionych więzami krwi czy genami, jednak związanych ze sobą więzami emocjonalnymi czy po prostu wspólnym bytem.
Dochodzi do tego najczęściej wskutek połączenia w parę osób z dziećmi z poprzednich związków (jednego lub kilku, co w tym drugim przypadku jeszcze dodatkowo przydaje pikanterii całej historii); w najdelikatniejszym wypadku do rodziny włączone jest jedno dziecko, a w skrajnych przypadkach po kilkoro z każdej strony czyli zarówno od partnera jak i od partnerki (znam i takie przypadki).
O ile rodzice w takich rodzinach patchworkowych mają wybór z kim chcą prowadzić dalsze życie, o tyle dzieci wywodzące się z rozbitych rodzin już nie zawsze, żeby nie rzec, że często nie mają w ogóle nic do powiedzenia. Ich punkt widzenia to często co najmniej zaskoczenie, jak nie szok związany z nową sytuacją, w jaką zostają wmontowane przez dorosłych i modlić się należy (albo wspomóc to terapiami, co kto woli…), by z tego szoku wychodziły one jak najprędzej i zwycięsko.
Pół biedy, kiedy dzieci są stosunkowo dorosłe czy na tyle dojrzałe, że obserwując sytuację, rozumieją powstałe zależności, a także potrafią wyrazić swoje zdanie w konkretnej sprawie czy postawić granice, jeśli trzeba. Gorzej, gdy rzecz dotyczy małych dzieci, które stan zastany po prostu biorą na klatę jak leci, zupełnie nie mając wyboru w tej życiowej przygodzie jeszcze przez jakiś czas, a jedyne, co mogą, to pokazać swoją akceptację bądź jej brak chorobą fizyczną czy innymi zaburzeniami (które powinny rodzicom dać do myślenia i na szczęście często dają, choć niestety nie wszystkim, ale nadal wierzę, że to się co raz szybciej zmienia na lepsze…).
Abstrahując od kwestii tego, jak ważnym jest odpowiednie poprowadzenie rzeczywistości tak, aby każdej istocie w nowo tworzącej się rodzinie patchworkowej stworzyć jak najbardziej komfortowe warunki do życia i do rozwoju, zaspakajając nie tylko ich potrzeby biologiczne, ale równie ważne potrzeby emocjonalne bądź intelektualne (to oddamy psychologom, a już oni z pewnością będą potrafili zająć się tym obszernym tematem z ogromnym zaangażowaniem, jak również nadadzą w przyszłości odpowiednią nazwę na cały powstający na naszych oczach, opiekujący tą problematykę nurt w psychoterapii – już się nie mogę doczekać tych efektów!), naszej uwadze nie może i nie powinno umknąć jeszcze jedno, nie mniej istotne, a mianowicie:
– Czy można uznać za totalny przypadek kto, kiedy i z kim zacznie tworzyć nową, patchworkową rodzinę?
– Czy ma znaczenie genealogia rodziny stojąca za plecami przybranych czy patchworkowych braci i sióstr?
– Jak pracować z drzewem genealogicznym rodzin patchworkowych?
I wiele, wiele więcej…
Problem, z którym się tu zderzamy – choć ewidentnie nasilił się w ostatnich latach – jest stary jak świat (wygląda na to, że Kopciuszek czy Królewna Śnieżka również wychowywały się w rodzinach patchworkowych tylko nikt nam o tym w ten sposób nie mówił…).
Nauka jak i naturoterapia w różnych swoich metodach rozpostarła skrzydła nad familijnymi patchworkami już dawno! Ma na to swoje podejście zarówno psychogenealogia, astrologia jak i na przykład numerologia. Będzie zatem je mieć i Biologia Totalna 🙂
Na co należy więc zwrócić szczególną uwagę w pracy Biologią Totalną z rodzinami patchworkowymi?
Po pierwsze uznać, że nie ma przypadków i każdy, kto wchodzi do naszej rodziny, wita tu z jakiegoś konkretnego – mimo iż może jeszcze nieznanego nam – powodu. Przyczyną czy magnesem na przyciągnięcie tej a nie innej osoby do domu są oczywiście nieuświadomione wzorce informacyjne, tworzące programy, w których bezwiednie wszyscy funkcjonujemy aż do ich szczęśliwego uświadomienia. (Aha!)
Cudownie, jeśli są to programy oparte na wibracjach miłości, radości i obfitości; gorzej jeśli przyciągnęliśmy do siebie inne cuda np. uzależnienia, przemoc czy biedę. Tak czy inaczej, z perspektywy neutralnej biologii czy fizyki kwantowej: program to program i nie ma żadnego innego klucza, po którym pary by się ze sobą łączyły, kreując swoim obecnym i przyszłym dzieciom bardziej lub mniej świetlaną przyszłość.
Jeśli więc ktoś po kilku latach pozornej szczęśliwości w nowej patchworkowej rodzinie właśnie ostro wyhamował, zastanawiając się jak to możliwe, że uciekł z deszczu pod rynnę, warto by zatrzymał się chwilę nad tym pytaniem i sięgnął po odpowiedź do poszukiwań w swoich nieuświadomionych, a przez to nieuwolnionych programach.
– Co to za program, który przyciągnął do mnie kolejnego alkoholika?
– Co sprawiło, że ponownie mamy problemy finansowe?
– Czemu znów patrzę na te same słabości, co u poprzedniego partnera/partnerki?…
– Dlaczego znów czuję zazdrość, mimo że przede mną stoi tylko mała dziewczynka czy mały chłopczyk?
– Z kim konkuruję i o co? Dlaczego?
– Czemu po raz kolejny czuję się samotna/y?
– Po co nam ta choroba u dziecka? Nasza?
Odkodowanie tych informacji pozwoli na wyzbycie się wszelkich tajemnic w rodzie, zastałych emocji i jednocześnie poczucia, że ciąży nad nami jakieś obrzydliwe fatum!
Fatum chętnie poleci sobie ciążyć gdzieś indziej, byle by zwolnić je ze sznurków, trzymających je kurczowo nad nami od pokoleń, uwierzcie mi!
Jedyne, czego do tego potrzebujemy, to uświadomienie sobie związku obecnej sytuacji z własną historią.
To po to przyszedł do nas ten nowy partner/partnerka, być może (i wielce prawdopodobne!), że nawet z tymi konkretnymi dziećmi oraz teściami!
Drugie, na co należy zwrócić uwagę, pracując Biologią Totalną z rodzinnym patchworkiem, to sposób, w jaki ujmuje się całe drzewo genealogiczne wszystkich członków nowej rodziny.
W żadnym wypadku nie należy pomijać rodziców biologicznych któregokolwiek dziecka, choćby od lat nie żyli lub nie utrzymywali z dzieckiem kontaktu wskutek różnych nieszczęśliwych zdarzeń czy klątwy losu.
Podobnie z dziadkami, oczywiście.
Nawet, jeśli dziecko od wczesnego dzieciństwa wychowuje się z ojczymem czy z macochą, pracuje się zarówno z drzewem rodowym jego rodziców biologicznych, jak i przybranych/zastępczych. W najciekawszych przypadkach rozpatrzyć też można (należy?) wpływ drzewa genealogicznego na dziecko ze strony „rodzica przejściowego” (przepraszam za tą mało wdzięczną nazwę roboczą, wymyśloną właśnie na poczekaniu na potrzeby tego tekstu), czyli żeby wyjaśnić: jeśli dziecko po rozwodzie rodziców oprócz swej matki biologicznej, miało przez jakiś czas macochę w postaci drugiej partnerki swojego ojca biologicznego, a teraz mieszka z kolejną (trzecią? czwartą? piątą?…) jego partnerką, należy mieć to na względzie i w zależności od natężenia więzi oraz intensywności spotkań czy sytuacji pracować również z historiami rodowymi owych wszystkich partnerek = macoch.
[Analogicznie, jeśli matka mieszkała z różnymi partnerami po kolei i dziecko miało kilku ojczymów, pracujemy oczywiście z wszystkimi ważnymi relacjami dziecka z tymi mężczyznami.]
– Która relacja, która macocha/ojczym mieli wyjątkowy wpływ na dane dziecko?
– Jak długo trwała ta relacja/te relacje?
– Jak dobra lub jak trudna (i w czym) była ta relacja?
– Od kiedy trwa dana relacja dziecka z konkretną macochą czy ojczymem?
I tak dalej, i tak dalej.
Wszystko ma znaczenie i nie wolno tego przegapić.
Jak również nie ma co przesadzać ze śledzeniem wszystkich genosocjogramów wszystkich kochanków swoich rodziców, którzy być może zaistnieli w naszym życiu wyłącznie na chwilę.
Przesada, jak wiemy, w żadną stronę nie jest dobra.
Choć liczne romanse rodziców także mogą stać się programem dla dziecka, trzeba przewrotnie dopowiedzieć… 😉
Idźmy dalej.
Z czym jeszcze przyjdzie nam się zmierzyć, żyjąc w rodzinie patchworkowej (nadal nie mamy na to dobrej polskiej nazwy…):
Być może dziecko, które przybywa do naszego domostwa ze strony nowego partnera, wchodzi tu uzupełnić straty dzieci w poprzednich pokoleniach w naszej rodzinie?… Spójrzmy na to ze strony czystej matematyki: jeśli w jednym pokoleniu jacyś rodzice stracili swe dziecko, to w przyszłym pokoleniu dojdzie do rodziny inne, by uzupełnić tą lukę, równając rachunek z minusa do zera. Nie ma w tym przypadku znaczenia jakość zasobów czy konfliktów, które ze sobą to dziecko wnosi (przepraszam za tą biologiczną dosłowność), a sam fakt zaistnienia tego dziecka w tym rodzie. (Podobnie jak w rodzinach adopcyjnych, o czym pisałam w którymś artykule na swoim blogu).
Co warto zrobić w przypadku odkrycia takiego dramatycznego faktu?
– Uwolnić wszelkie emocje temu towarzyszące.
– Nadać imię (o ile go jeszcze nie dostało) dziecku utraconemu.
– Nadać mu adekwatny numer w drzewie genealogicznym tak, aby zajęło odpowiednie miejsce w swojej genealogii. [Uczę tego w webinarze pt.:”Numery urodzeniowe w świetle Biologii Totalnej”]
– Oddać należny szacunek i pamięć temu dziecku.
– Stworzyć grób lub miejsce pamięci, jeśli nie żyje.
– Dokończyć żałobę po tym członku rodziny.
– I uznać wartość tej smutnej rodzinnej historii.
W post scriptum dodamy jeszcze tylko tyle, że jako stratę należy uznać nie tylko dzieci zaginione czy zmarłe, ale też te, które odeszły wskutek wypadków, poronienia czy terminowanej ciąży.
Programy bezpłodności czy niepłodności także pozostają tu nie bez znaczenia, prawda?
Pracując Biologią Totalną z rodzinami patchworkowymi zauważam, że konflikty między przybranym rodzeństwem niewiele się różnią od konfliktów między rodzeństwem rodzonym.
Interesujące, że w rodzinach patchworkowych mogą i często spotykają się jedynaki i wydawałoby się z początku, że wgrane one mają zupełnie inne programy. A jednak po jakimś czasie okazuje się, że pole rodzinnych wielowymiarów oddziałuje na nie z taką mocą, że zaczynają one odgrywać role rodem z historii obu swych rodzin. Niezależnie od tego, jak dziwnym nam się to może wydawać na rozum, spływy informacyjne z pola morficznego nie oszczędzą nikogo. Jeśli w rodzinie w przeszłości były walki rodzeństwa – nowo powstałe rodzeństwo mistrzowsko odtworzy te scenki. Jeśli zaś panowała zgoda i niezastąpione wsparcie, dzieci ściągną to z Pola i będą kontynuowały program prawdopodobnie ku wielkiemu zadowoleniu rodziców.
Podobnie będzie ze stosunkiem przybranych dzieci do drugiego – niebiologicznego – rodzica, czytaj: do ojczyma czy do macochy. Skąd bowiem dziecko ma wiedzieć, jak traktować przyszłego opiekuna?
Jeśli w rodzinie trwa zapis np. chorego matriarchatu czy patriarchatu, dziecko może radykalnie zmienić swoją optykę i wejść w odpowiednią rolę np. słabego faceta, jeśli to będzie mile widziane przez silne kobiety lub bezwolnej, podporządkowanej kobiety, jeśli tylko mężczyźni będą mieli głos w tej familii. Może też bez wątpienia wejść w funkcję zgoła odwrotną, tworząc piekiełko codziennej tyranii, agresji i despotyzmu.
Co ciekawe, że to samo dziecko w dwóch różnych rodzinach patchworkowych – swojej biologicznej matki i swojego biologicznego ojca – może równocześnie odgrywać dwie różne role, co w przyszłości stanie się dla niego kolejnym życiowym wyzwaniem w postaci imperatywu zbudowania własnej, jednej i spójnej tożsamości nie w oparciu o kopiowanie genealogicznych kodów, a o własne wartości i priorytety.
Można by z powodzeniem powiedzieć, że jeśli rodzic zastępczy ma jakikolwiek problem ze swoim przybranym dzieckiem, to bez wątpienia wyświetla mu ono na ekranie jego świadomości własny nierozwiązany konflikt bądź konflikt występujący uprzednio w jego własnej rodzinie (mimo, iż nie jest to jego biologiczne dziecko!). Im prędzej on zauważy ten fakt, tym lepiej dla wszystkich w całej rodzinie.
Dodam tu jeszcze jak rodzynki do ciasta, że czasem konflikt, z którym spotyka się rodzic zastępczy ze swoim niebiologicznym dzieckiem to wcale nie jego osobisty problem z tym dzieckiem, a na przykład obcowanie wobec konfliktu tego dziecka z jego własnym rodzicem lub rodzeństwem. Taka macocha lub ojczym z pozoru uczestniczą w tym konflikcie wyłącznie jako bierni obserwatorzy, jednak z czasem cudzy konflikt staje się ich konfliktem własnym, często nie do rozwiązania. Nie da się tego pominąć: takie wtórne konflikty są również do wzięcia pod lupę Biologii Totalnej.
Reasumując te wszystkie aspekty pracy z rodzinami patchworkowymi (Co z tą nazwą? Jest już jakiś pomysł?), podkreślić należy, że niezależnie od tego, jak bardzo obecni partnerzy byli świadomi tego, co tworzą lub nie, ich spotkanie było tyleż nieprzypadkowe co konieczne dla uzdrowienia wszystkich gałęzi ich obu drzew genealogicznych. Dzieci tego patchworku – czy nowi rodzice tego chcą czy nie – przyjdą im z pomocą w rozwiązaniu wszelkich nieujawnionych tajemnic jak nikt inny i w swoim czasie nacisną wszystkie guziki, które pozostały nietknięte w poprzednich układach, jakie tworzyli dotychczas ich biologiczni rodzice.
Nie nam osądzać to zjawisko.
Nie nam litować się czy tym bardziej nie nam potępiać ten często dość dramatyczny teatr zdarzeń.
Nam pozostaje podejść z szacunkiem, miłością i pełnią akceptacji do wszystkich aktorów tej kolorowej sceny. Nam pozostaje dać temu głębokie zrozumienie i jak najwięcej mądrości, aby z powodzeniem rozwiązać wszelkie zagadki pisane przez tajemniczego scenarzystę.
Nam pozostaje uznać, że jakkolwiek dochodzi do powstania klanu, klan pozostaje zawsze klanem, a w przyrodzie w stadzie zawsze tkwi największa siła.
Przyjmijmy do serca więc to całe igrzysko.
Złapmy doń odpowiedni dystans i spójrzmy na to z perspektywy wielopokoleniowej.
To nam bardzo ułatwi zadanie rozwikłania wszelkich tragedii czy codziennych sporów, jakie niesie ze sobą życie w patchworkowej rodzinie.
Biologia Totalna chętnie podzieli się całą wiedzą na temat tego, jak sobie z tym poradzić, a wiedza ta jest już powszechnie dostępna, dzięki Bogu.
Reszta to kwestia pokory, odwagi i miłości.
Powodzenia, Kochani!
Z Miłością i Światłem ❤️
Magda Wdowiak