DEPRESJA, WOLNOŚĆ, A POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA.

„Czy wiesz, że śmiech oznacza, że zagrożenie minęło? Niemożliwym jest odczuwanie wewnętrznej radości, dopóki nie osiągnie się stanu poczucia bezpieczeństwa. Dopiero w poczuciu bezpieczeństwa i niczym nieograniczonej wolności rodzi się nasza kreatywność, decyzyjność i zdolność do samorealizacji. Tam, gdzie nie ma wolności, nie ma pełni rozwoju. Pojawia się zaś frustracja, lęk i depresja…

Poczucie bezpieczeństwa to jedna z absolutnie bazowych potrzeb organizmów żywych, którą rozpoznać można już nawet w środowisku zwierząt nisko uorganizowanych. I choć teoretycznie jest ono bardzo proste do zdefiniowania w przyrodzie, w świecie ludzi zaczęło być utożsamiane z wieloma zewnętrznymi czynnikami, w których – chcąc żyć zgodnie z naturą – upatrywać go zdecydowanie nie należy. Człowiek potrafił związać swoje bezpieczeństwo z posiadanym mieniem, drugą osobą czy np. z prawem zamieszkiwanego przez siebie kraju, tymczasem każda z tych rzeczy czy idei może zniknąć z jego życia w ułamku chwili, wprowadzając natychmiastowy stan zagrożenia.
I co wtedy?
Jak odzyskać poczucie bezpieczeństwa w świecie, w którym chwieją się w zasadzie już wszystkie możliwe systemy: szkolnictwa, medyczne, ekonomiczne, finansowe i in.?
Jak nie popaść w huśtawki emocjonalne, nastroje poddepresyjne czy skrajną apatię?
Jak znaleźć oparcie w sobie i wrócić do wewnętrznej równowagi psychicznej?

W tym celu warto przypomnieć, że nie da się do końca określić swoich potrzeb, w tym potrzeby bezpieczeństwa, bez uświadomienia sobie najpierw granic własnego terytorium. To terytorium wyznacza hierarchię ludzkich potrzeb, nie odwrotnie. Człowiek śpiący w namiocie w lesie nie potrzebuje strojów, w których pójdzie do opery wiedeńskiej. Czego innego potrzebujemy w grupie zaufanych przyjaciół w domu, a czego innego podczas ogólnopolskiej konferencji w hotelu. Najpierw trzeba zdefiniować zajmowane terytorium, żeby potem móc się do niego zaadaptować i tym samym poczuć na nim bezpiecznie. W przyrodzie to bardzo oczywiste, ale ludzie jakby nadal tego nie rozumieli… Uzurpują sobie prawo do przestrzeni, która nie jest ich, wprowadzają rządy oparte na nienaturalnych więziach socjalnych, podporządkowują sobie drugiego człowieka, traktując go instrumentalnie zamiast podmiotowo, tym samym niemal zawłaszczając sobie, jego terytorium dla samego siebie. Gdzie jest granica naszego własnego terytorium – tego, co naprawdę należy do nas samych, a co już nie? Czy my jeszcze jako ludzkość potrafimy to w ogóle rozpoznać?

Co do zasady, własne terytorium do życia to tak naprawdę kawałek przestrzeni osobistej oraz terytorium mentalne, emocjonalne i duchowe. Zawierać się ono będzie w większym obszarze, wspólnie zajmowanym z innymi osobnikami w danym środowisku społecznym (a to zaś z kolei zawiera się w jeszcze większym obszarze państwowym czy globalnym). Z tego powodu możemy odczuwać wpływy, wynikające z układu sił w tym środowisku – wpływy, które zaczną oddziaływać na nasze własne terytorium fizyczne bądź psychoemocjonalne. Warto w tym miejscu podkreślić ogromną rolę samoświadomości w tej kwestii: nie musimy podlegać wszystkim tym wpływom! Brak samostanowienia o własnych granicach często pozwala nam się źle poczuć nawet na własnym rewirze! Ujmując rzecz szeroko, mamy wtedy z jednej strony powszechny problem z pewną grupą ludzi, którzy starają się zawłaszczyć innymi w stopniu wręcz nieograniczonym, z drugiej zaś spory kolektyw, który w nieświadomości własnych praw wynikających z natury, daje się zdominować, choć oczywiście bez pełnej wewnętrznej na to zgody. Ani jedni ani drudzy nie czują się z tym bezpiecznie czy komfortowo, gdyż ani jedni ani drudzy nie funkcjonują prawidłowo w zakresie własnych granic!
Czy można w tym znaleźć jakiś złoty środek?
Problem dotyczący zbiorowości jest trudny do rozwiązania na wysokim szczeblu, ale niezwykle prosty do rozwiązania na poziomie jednostki. Każdy z nas może w dowolnej chwili zrobić to sam, choćby zadając sobie pytanie o granice własnej przestrzeni i sprawdzić, czy nikomu nie pozwolił ich przekroczyć lub czy czasem nie wykracza poza nie. Każde przesunięcie w jedną czy w drugą stronę wymaga wprowadzenia korekty i to wszystko. Kiedy dobrze określi się swoje miejsce w życiu, ugłaszcze trochę własne ego, a także obudzi w sobie jednocześnie moc i pokorę, wtedy skontaktowanie się z poczuciem bezpieczeństwa w sobie stanie się znacznie prostsze.

Jedyne, w czym możemy się doszukiwać bezpieczeństwa, to w sobie samym, we własnych umiejętnościach oraz mądrości, w dobrze rozpoznanych granicach własnych możliwości a także własnej odpowiedzialności.

Mamy zaufać sobie w pełni.
Nie umniejszać sobie ale i się nie rozpychać.
Zbyt często jest tak, że bierzemy na siebie odpowiedzialność za innych ludzi i to nas gubi. To nas
wybija z poczucia środka. Zaburza nasze poczucie pewności siebie, a wprowadza poczucie winy.
Człowiek niezrównoważony wewnętrznie i niesłuchający własnej intuicji, daje się łatwo zmanipulować przez innych. Potrafi drugiego uznać za swojego przewodnika i długo za nim podążać, zanim zrozumie, że żaden z niego samiec alfa. Jeśli nie ocknie się w porę, może zostać wywiedziony na manowce.
Gdzie jest wtedy jego terytorium?
Jak ma się wtedy czuć bezpiecznie?
Jedyną drogą odwrotu z takiej sytuacji jest cofnąć się wgłąb siebie.
Wrócić do swojego centrum.
Kto tego nie zrobi, może to odczuć w ciele.
Ciało nie kłamie.
Ciało pokaże.
Pokaże każdą niespójność, każdą przekroczoną granicę, każdą niezaspokojoną potrzebę. Wymusi na nieświadomym uświadomienie
, bo w bólu nie można się długo oszukiwać. Chodzi tylko o to, by odpowiednio wcześnie to zauważyć. Ciało mówi, tylko my nie zawsze słuchamy. Przekroczone granice wyświetli nam problemami z układem moczowym, oddechowym lub krwionośnym. Podążanie za głupcem – astenią lub wyczerpaniem nadnerczy. Bezradność lub bezsilność – bezwładem kończyn lub skrajnym zmęczeniem. Niewyrażoną złość lub frustrację – napięciami w ciele, niedomaganiem wątroby lub pęcherzyka żółciowego. Opór i walkę – cukrzycą lub chociaż insulinoopornością. Rezygnację z walki – depresją, fobią czy nerwicą lękową. To tylko kilka wybranych przykładów, w bardzo uproszczonym, ogólnym ujęciu dla zobrazowania ogromu potencjału ludzkiego ciała w służbie jego świadomości.

Nie przekraczaj cudzych granic i nie pozwól innym ich sobie przekraczać.
Miej uważność dla własnych potrzeb i dobrego samopoczucia.
We wszystkim zachowaj szacunek dla siebie oraz dla innych.

Nie da się zachować równowagi w ciele czy na duchu bez utrzymania wewnętrznej spójności. A nie da się utrzymać spójności bez pierwotnego określenia hierarchii wartości i priorytetów w swoim życiu. Jeśli te priorytety będą stały w zgodzie z boskim porządkiem w naturze, wszystko pójdzie dobrze. Jeśli zaś nie – ciało pokaże, że nie tędy droga. Jest dobrze znać swoje wartości i wiedzieć, czemu się w życiu podporządkowuje. Łatwiej wtedy zachować swoje granice przed innymi, choćby komunikując im o tym właściwie i wprost. Ludzie często nie wiedzą jak to zrobić, bo myślą, że problem leży w złej formie językowej, ale w rzeczywistości kłopot jest w zgoła czymś innym: w braku uświadomienia, zrozumienia i nazwania tego, co dla nas ważne. Jak przekazać drugiemu coś, czego nie umie się nazwać? Nazwanie swoich wartości przynosi ulgę i wyzwala. Pozwala poczuć się niczym nieograniczonym. Bo każdy z nas ma prawo do własnych priorytetów i do własnej hierarchii wartości. W tym przejawia się nasze prawo do wolności. W wolności poczucie bezpieczeństwa definiuje się na nowo…