KORONAWIRUS COVID-19 W BIOLOGII TOTALNEJ – UPADEK PATRIARCHATU NA ŚWIECIE

Długo się wstrzymywałam z napisaniem tego wpisu.
Ci, co mnie znają, wiedzą, że nie wkręcam się z łatwością w społeczną panikę czy w ogóle jakiekolwiek wielkie porywy, a już zwłaszcza polityczne. Wolę pracować oddolnie, że się tak wyrażę. Praca na poziomie jednostki jest wg mnie dużo skuteczniejsza w przypadku zmiany świadomości niż praca na poziomie globalnym. Poza tym wystarczająco miło mi, gdy wiem, że pracując indywidualnie i tak wpływam na ogół…

Myślałam więc, że może sprawa szybko przycichnie i uda mi się nie ujawniać zbyt mocno w temacie, który wzbudza tak wiele emocji, i na którego fali tak wielu chce się dość szybko wybić (czego osobiście nie lubię i nie praktykuję).
Wygląda jednak na to, że powszechnie panująca atmosfera utrzyma się jeszcze długo i zbyt wiele osób pisze do mnie codziennie na priv, wzbudzając moje moralne poczucie odpowiedzialności za braki w szerzeniu wiedzy czy rozwoju świadomości, żebym to mogła tak spokojnie pomijać dalej milczeniem. Odważam się więc napisać, co wiem, co myślę i co czuję odnośnie panującej epidemii, a co – mam nadzieję, a także taką intencję – wniesie dodatkową wartość do pozostałej reszty informacji, jakie już znacie z mediów i podobnych artykułów.

Czytając ten materiał, proszę, pamiętajcie, że:
A) wszystkie interpretacje chorób w Biologii Totalnej (niezależnie od tego, jak tą metodę nazywacie…) bazują przede wszystkim (!) na wiedzy dotyczącej zaatakowanych tkanek, ale także (co bardzo ważne!) na intuicyjnej syntezie informacji pochodzących z wielu różnych obszarów nauki czy paramedycyny. Tak też będzie i tutaj. Jeśli ktoś na podstawie kwestionowania jednego zdania z całego tekstu jest gotowy podważyć całą jego zawartość, niech tego nie czyta. Tu chodzi o informacje z Pola. Jak można intelektem ogarnąć rzeczywistość dziejową i kwantową?…

B) pisze to do Was certyfikowany przynajmniej 23 razy Konsultant Biologii Totalnej ale też mgr inż. Biotechnologii z kilkuletnim stażem doktoranckim, a mówię o tym dlatego, żeby podkreślić, że to, co najbardziej kocham w swoim zawodzie, to możliwość (jakiej wielu nie ma w tej dziedzinie) łączenia pracy intuicyjnej z bardzo konkretnym wykształceniem naukowym, o którym nie zapomniałam.

C) jednym z bardzo cennych źródeł wiedzy na temat kodów matki natury, którymi posługuje się w kierowaniu sygnałów chorobowych do konkretnych komórek jest Tarot i jego wielkie Arkana, co udowodniło przede mną wielokrotnie kilku moich wspaniałych nauczycieli czy mistrzów metody, a o czym możecie poczytać w ich książkach, zresztą wiem, że to robicie 😉
Piszę tu o tym dlatego, że Tarot do mnie przemawia także i w tej kwestii – będę tu z tego korzystać.
Kto ma zamiar odrzucić moją interpretację znaczenia pandemii wirusa tylko z tego powodu, że nie uznaje Tarota jako narzędzia pracy bądź uznaje go za źródło czy nośnik 'złej energii’, ten niech również daruje sobie niniejszą lekturę, a w zamian za to pomodli się kilka minut na swój sposób – to też będzie korzystne! 🙂

Zacznę od tego, że z wielkim zainteresowaniem śledziłam postępy w zmianie nazewnictwa owego wirusa, którego ostatecznie (?) nazwano COVID-19 – w pełnej wersji chyba SARS COV-19 (do tego jeszcze podtypy, na razie 1 i 2, ale mówi się już o 3 i 4).
Fakt, że nazwa tego zarazka ewoluowała kilkukrotnie, a w wielu krajach była ona różna oraz kolejny fakt, że rdzeń wszystkich tych przejściowych nazw był wciąż ten sam, przemawiał do mnie bardzo mocno: znak, że w samej nazwie wirusa ukrywa się bardzo wiele znaczeń, nie jedno!
O tym za chwilę.
Dla początkującego czytelnika zainteresowanego ogólnie Biologią Totalną najważniejsze jest czytanie kluczowych informacji z rodzaju patogena, jego lokalizacji w ciele i z objawów, jakie tam wywołuje.
(Dla zaawansowanego nie mniej istotne będą nazwy chorób a nawet nazwiska ich odkrywców, lokalizacja zmutowanych genów na chromosomach itd. – dlatego o tym dopiero za chwilę).
Widzimy więc tu, że po pierwsze mamy do czynienia z wirusem, w dodatku wirusem z rodzaju RNA-wirusów, a zatem najmłodszym ewolucyjnnie patogenem, który sam w sobie nie ma nawet postaci komórkowej. Wiemy zatem, że będzie on atakował komórki wywowądzce się (w toku rozwoju ontogenetycznego) z ektodermalnego listka zarodkowego, które to komórki głównie związane są z konfliktami natury intelektualnej. A że wszystkie wirusy żywią się głównie wstydem (warto zapamiętać taką informację – przydatna!), wiemy już, że mamy do czynienia z bardzo złożoną emocją, która u różnych ludzi może bazować na różnych emocjach pierwotnych, co trochę utrudnia nam interpretację choroby na skalę grupową, nieprawdaż? Ułatwi nam to zadanie rozbiór emocji wstydu na czynniki pierwsze i znalezienie w nim bazowej emocji pierwotnej, jaką jest – uwaga! – LĘK. Ni mniej, ni więcej, a lęk, o którym tak masowo w sieci i w mediach, nie bez sensu tym razem, nie bez sensu.

Bazowa emocja pierwotna, to – uwaga! – LĘK. Ni mniej, ni więcej, a lęk, o którym tak masowo w sieci i w mediach.

Po drugie widzimy też, że wirus ten dotyka wyłącznie komórek płuc, nawet nie całego układu oddechowego, a to bardzo zawęża i doprecyzowuje nam rodzaj przeżywanego konfliktu osób chorych: lęk o utratę rewiru, która może doprowadzić do śmierci lub (w jej konsekwencji) lęk przed samą śmiercią.

Dlaczego ludzie mogą stykać się z owym lękiem na tak masową skalę, że mamy do czynienia aż z wszędobylską pandemią?

Z kilku powodów i jeśli ktoś z Was czyta ten tekst (jeszcze macie siłę? ;-)) nie tylko po to, by wzbogacić się w cenną teorię, ale z osobistych powodów i w ramach remedium na własne lęki, to polecam poszukać wszystkich przyczyn, jakie wymienię poniżej – może się to okazać bardzo pomocne.

GŁÓWNE PRZYCZYNY LĘKU PRZED ŚMIERCIĄ
  • własne doświadczenie na granicy życia i śmierci np. niemal śmiertelna choroba, duszenie się, podduszenie przez inną osobę w tym np. starsze rodzeństwo, które kładzie niemowlakowi poduszkę na twarzy, topienie, ciężka choroba układu oddechowego, zaczadzenie, zagrożenie pożarowe, zagrożenie życia związane z otwartym oknem lub z inną osobą (groźby, przemoc, itd.)
  • zagrożenie życia w okresie narodzin, w życiu płodowym lub w okolicach poczęcia (np. owinięcie pępowiną przy porodzie, podduszenie przy porodzie, wypadek matki w ciąży i in.)
  • ciężkie doświadczenia przodków lęku o własne życie: zagrożenie życia bezpośrednie (np. komory gazowe, obozy koncentracyjne, groźba egzekucji, groźny wypadek z wizją śmierci, zsyłka na Syberię, in.) lub pośrednie, gdy przodek był świadkiem zagrożenia lub utraty życia osoby bliskiej i czyjeś emocje przyjął bezwiednie na siebie (np. rzeź wołyńska, śmierć kolegi w basenie itp.)
  • śmierć bliskiej osoby lub przodka z powodu chorób układu oddechowego
  • towarzyszenie komuś w chwili śmierci bez zgody na czyjeś odejście
  • przerażająca informacja o czyjejś nagłej śmierci, która wstrząsnęła na maxa, nawet jeśli tylko wyczytana w gazecie (znam takie przypadki!)
  • osiągnięcie takiego samego wieku, w jakim odszedł nasz przodek lub ktoś dla nas ważny, zwłaszcza gdy odszedł niespodziewanie, w nietypowych okolicznościach, bez zgody członków rodziny i śmierć ta pozostała do dziś nieodżałowana (w tym małych dzieci, ofiar wojennych itp.)
  • uzależnienie od palenia papierosów ew. innych używek wziewnych własne lub przodków (przecież nie wzięło się ono z niczego a i nie pozostało bez konsekwencji, czyż nie?)
  • skutki karmiczne czy inne informacje pochodzące z poprzednich wcieleń, które miałyby tu decydujące znaczenie, a do których ktoś ma dostęp (to już nie jest domeną pracy naszą metodą, jednak czasem istotne to rzeczy dla niektórych, dlatego wspominam i o tym).

To, co czytamy z objawów to gorączka, suchy kaszel, niewydolność oddechowa. Towarzyszące bóle mięśni i stawów, brzucha oraz głowy – objawy grypopodobne. Wszystkie objawy działalności koronawirusa świadczą o tzw. fazie naprawczej konfliktu, nigdy aktywnej. W fazie aktywnej mogą być konflikty zupełnie innej natury, które nakładają się w pełnym obrazie na pole widzenia, stąd obserwujemy powikłania i symptomy towarzyszące chorobie. Zatem rozumieć należy to w ten sposób, że kiedy człowiek wyjdzie z podświadomie przeżywanego konfliktu lęku (z przyczyn wymienionych z grubsza powyżej), wtedy do pracy wkraczają wirusy (w tym przypadku pod ręką najwięcej będzie wirusów grypy lub właśnie szybko rozprzestrzeniający się COVID-19), tym przypadku pod ręką najwięcej będzie wirusów grypy lub właśnie szybko rozprzestrzeniający się COVID-19), po których obecności dowiemy się o przeżywanym wcześniej konflikcie, inaczej nawet byśmy o nim nie wiedzieli!

Nie znaczy to, że obecność koronawirusa, to błogosławieństwo dla naszej świadomości, chociaż w innych przypadkach zdarza się nam – konsultantom BT – tak mawiać. Wszak dzięki niej możemy skontaktować się z własnym lękiem i rozwiązać wiele rodowych i własnych historii, co zawsze działa z korzyścią na nasze życie i życie naszych potomków!
W tym jednak szczególnym przypadku powiedzieć tak nie za bardzo możemy, gdyż…wirus został wyprodukowany sztucznie w warunkach laboratoryjnych, o czym mówi się już powszechnie i na głos (zatem piszę to tutaj z nadzieją, że nie będę posądzona o współuczestnictwo w teoriach spiskowych, od których jestem daleko!). Działa on więc z wyjątkową celnością i siłą, a układ odpornościowy człowieka nie zawsze potrafi sobie z nim natychmiastowo poradzić, zwłaszcza, gdy jest dodatkowo obciążony zadaniami na innych frontach np. w postaci zakażeń, stanów zapalnych czy ogólnego osłabienia organizmu.

Z tej perspektywy rzecz biorąc – powszechnie szerzącej się epidemii czy wręcz pandemii – należy się zastanowić nad ogólnym znaczeniem wprowadzonego do obiegu wirusa, nie tylko zaś rozważając rodzaje indywidualnych konfliktów chorych jednostek.

Jaka jest główna symbolika wirusa COVID-19?

I teraz jest właśnie dobry moment, by do tej porcji ogólnych informacji dołożyć kilka znaczących szczegółów, płynących z nazwy – oto i one (wszystko to wg mnie i tak to należy traktować).
Zacznijmy od najprostszego: końcówka VID – o ile mi ktoś nie udowodni, że pochodzi ona od czegoś innego, uważam, że nie niesie ona w nazwie nic więcej niż przynależność do rodziny koronawirusów: -VIDAE to wspólna końcowka oznaczająca w taksonomii rodzinę wirusów, w tym przypadku Coronaviridae.
CO zaś pochodzi od początku nawy rodziny wirusa: CORONA, co znaczy korona, wieniec. Nazwa całej rodziny koronawirusów bierze się zaś z podobieństwa obrazu wirusów spod zdjęć mikroskopowych do głów koronowanych (wszyscy te zdjęcia mają już przed oczami, jak mniemam).
Zbiegiem okoliczności jednak 'Co’ znaczy w przyrodzie coś jeszcze – kobalt mianowicie, 27-my pierwiastek w Tablicy Mendeleyewa, zwłaszcza gdy pisany z wielkiej litery jak powyżej. I nie zignoruję tu tej informacji jako była studentka chemii Politechniki Warszawskiej, o czym może mało kto wie.
Zaciągnę tu trochę wiedzy z warsztatów GEST – dość nieznanej metody w naturoterapii, a szkoda, gdyż moc jej jest odwrotnie proporcjonalna do zasięgu. Dwudziesty siódmy pierwiastek w Układzie Okresowym wiąże się z wiekiem dorosłym i opisuje ludzi mocno zorientowanych na cele, których istotą jest perfekcja w wykonywaniu działań (zwykle prac manualnych), przywiązanych do swoich zadań nakierowanych na sukces, byle nie na porażkę. Stawia nam on pytanie o zdolność do ochraniania siebie (sic!), co w kontekście rozmowy o zagrożeniu wirusem pozostaje nie bez znaczenia.

Korzystając z tajników Tarota dowiemy się dodatkowo, że liczba 27 to prośba o separację, rozłączenie. Być może wykorzystanie złości lub nawet agresji do odcięcia czegoś starego, niepotrzebnego, nieprzydatnego już dalej w podróży.
Robi się co raz ciekawiej, widzicie?

Umysły niektórych już się buntują, to czuję.
Na logikę tego ugryźć się nie da.
Ostrzegałam.
Kto więc ma ciekawość, by czytać dalej, niech otworzy swoje serce i przyjmie tą wiedzę pozarozumowo – przynajmniej przez chwilę.
Nie napisałam: bezkrytycznie czy bez wątpienia.
Napisałam: pozaintelektualnie.
Rozum się będzie kłócił, ale dusza chce czegoś więcej niż tylko logiki.
Logiką tej pandemii się nie wytłumaczy do końca…

Idziemy dalej.
Byliśmy przy interpretacji liczb.
Jest jeszcze jedna liczba w tej nazwie: 19.
W Tarocie to karta Słońca. Czy to nie zastanawiający zbieg okoliczności, że mowa jest o wirusie, którego „głowa” wygląda jak słońce?..

Słońce od wieków symbolizuje archetyp męskiej energii.
W swym pozytywnym aspekcie może ogrzać i oświetlić, lecz w negatywnym przypalić i oślepić. To bardzo ciekawe, że COVID dostał w swej nazwie jeszcze i dodatkowy przydomek. Wszak nie wszystkie wirusy numerowane są rocznikiem odkrycia, nieprawdaż?
Kolejna intrygująca koincydencja to fakt, że z wszystkich części ciała, jakie przypisywane są do kart Tarota, właśnie głowa (!) jest przypisana do karty 19-tej (!).

Męski aspekt w nazwie naszego bohatera mamy ukryty jeszcze i w innych kartach Tarota, które go opisują: karta Cesarza (4) i Cesarzowej (3). Obie głowy są tutaj koronowane, czyż nie? Nawet jeśli ktoś powie, że przecież Cesarzowa jest postacią kobiecą, to warto mu tu przypomnieć, że owszem, jednak jest bardzo męska w swej rządzącej postawie z koroną na głowie. Wszyscy tarociści to potwierdzą.

Szukałam koron w Tarocie i znalazłam więcej, niż się spodziewałam.
Może nie tak wyraźnie ją widać także w karcie piątej – Papież – lecz gdyby się chwilę zastanowić, czy głowa papieska w Watykanie nie jest traktowana na równi z koronowaną?
Biorę tego Papieża pod uwagę także dlatego, że spośród różnych organów w ciele to Jemu właśnie przypisane są płuca i oddech życia wraz z nimi. Nie mogę tego pominąć w obliczu pełnych objawów zakażenia koronawirusem!

Przykuwa On moją uwagę poważnie, bo kiedy łączę dane z Tarota z wiedzą z Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, to widzę ten męski aspekt omawianej gorączki jeszcze wyraźniej! Wszak choroby płuc i oddechu są związane z żywiołem metalu (powietrza), tak jak i karta Papieża nota bene (tę informację znajdziecie w książce p.t. „Tarot energetyczny”). Słońce zaś łączy w sobie pierwiastek żywiołu ognia. Oba żywioły – metalu i ognia – symbolizują archetypową energię męską i ojcowską.
Pozostałe żywioły są albo neutralne (drzewo) albo związane z archetypową energią kobiecą i matczyną (woda i ziemia).

Łącząc to wszystko z kluczową dla 'naszej’ choroby emocją – lękiem – widzimy, jak wielka jest rola szalejącego koronawirusa w transformacji męskiego pierwiastka na tej Planecie.

COVID-19 ogłasza upadek patriarchatu!

Jeszcze w ostatnim odruchu przemijający patriarchat będzie się chciał bronić, co widać po gospodarce czy w polityce rządzących na całym świecie, ale wielu już mówi nowym głosem, że to się musi skończyć. Że grabieżcza i łupieżcza gospodarka krajów rozwiniętych (karta Cesarza), władz religijnych (karta Papieża) i możnowładców (karta 19) drga w swej agonii resztkami sił. Że pora na prezentację pozytywnych aspektów męskiej energii tu na Ziemi, nie negatywnych i prymitywnych. To już znamy! Czas się przebudzić i zacząć współpracę. Włączyć syntetyzujący żeński pierwiastek do działania i zaprosić doń kobiecą moc. Ci, którzy tego nie pojmują wejdą w… lęk! Będą się bronić, bo myślą, że muszą coś oddać, tymczasem współpraca i współtworzenie polegają na tym, by kreować poczucie wzajemnej wygranej, karmić wszelkie potrzeby obu stron, łączyć – nie dzielić. Koniec z rywalizacją, która niczemu nie służy, a pcha parę w gwizdek. Czas na zsynchronizowanie działań i wydobycie największych pozytywów naszej męskiej i żeńskiej mocy. Nie jednej czy drugiej, ale obu wzajemnie i jednocześnie. Boi się tego ten, kto za wszelką cenę chce zatrzymać stare układy, ale wiadomość jest jedna: to już niemożliwe! Co raz więcej kobiet pretenduje na stanowiska prezydenckie, obejmuje wysokie funkcje państwowe czy gospodarcze, nawet i religijne. Czy po to, by zdominować mężczyzn? Czy jednak po to, by zrównoważyć to, co zostało zachwiane? Nie chodzi o detronizację mężczyzny. Chodzi o to, by stojąc na równi, móc zaczerpnąć co najlepsze z każdego pierwiastka dla wspólnych celów: zrównoważonej gospodarki czy to na poziomie państwa czy indywidualnej jednostki.

Nie chodzi o detronizację mężczyzny. Chodzi o to, by stojąc na równi, móc zaczerpnąć co najlepsze z każdego pierwiastka dla wspólnych celów: zrównoważonej gospodarki czy to na poziomie państwa czy indywidualnej jednostki.

To właśnie tu znajdujemy wyjaśnienie dla intelektualnego charakteru konfliktu lęku w przypadku wirusów!
Czy w przyrodzie którekolwiek wyżej uorganizowane zwierzę będzie podlegać patriarchatowi? Nie. Czy jeśli znajdzie się samiec alfa, to będzie on działał na korzyść stada, czy tak, by je ograbić z wszelkich zasobów? Odpowiedź jest jasna.
Konflikt lęku przed wirusem będą przeżywać ci, którzy się boją utraty władzy, strefy wpływów i kontroli. To JEST konflikt intelektualny, nie zwierzęcy.

Spytacie: no dobrze, ale co to ma wspólnego z konkretnym człowiekiem, który teraz choruje w szpitalu gdzieś w Chinach czy we Włoszech?
Wszystko.
Żyjemy w rzeczywistości fraktalnej.
Skala makro przekłada się na mikro i odwrotnie.
Jeśli jest gdzieś ktoś chory na COVID-19, to pytanie, które mu można postawić brzmi: gdzie i w jaki sposób doświadczyłeś negatywnego skutku patriarchatu w swoim życiu? Gdzie i kto dominował cię w męski sposób? Czy ktoś ci groził, na przykład zwolnieniem z pracy? – a ty martwiłeś się, że nie będziesz miał z czego żyć i umrzesz, a twoje dzieci wraz z tobą? Czy w twojej rodzinie były zawody policjanta, żołnierza, służb mundurowych? Czy doświadczyłeś krachu na giełdzie? Czy żyłeś w zrównoważonym związku z kobietą/mężczyzną? Czy ścigałeś się z konkurencją? Jaki negatywny aspekt męskiej energii zdominował w twoim życiu? Byłeś katem czy ofiarą? I tak dalej, i tak dalej…

Pytania można mnożyć.
Mogą je sobie postawić – i powinni! – również ci, którzy przed epidemią panikują. Z jakiego powodu coś, czego świadomości nie mieli jeszcze miesiąc temu, miałoby dzisiaj im zaszkodzić? Może się tak zadziać jedynie wtedy, gdy w ich życiu równowaga została już dawno zaburzona, a teraz następuje wyłącznie jawna weryfikacja faktów…
Osoby w harmonii ze światem, w poczuciu jedności z innymi niezależnie od wykształcenia, poziomu zarobków, stanowiska w pracy czy płci, nie czują strachu przed żadnym wirusem, nawet laboratoryjnym, bo wiedzą, że poczucie wdzięczności i równowagi wpływa wzmacniająco na naszą immunologię.

Wirus przyszedł po to, by coś odciąć.
Odciąć nas od niewłaściwych energii, przekonań i motywatorów.

Jest narzędziem do tego, byśmy mogli dalej ruszyć w podróż jako społeczność zrównoważona w swoich pozytywnych aspektach zarówno kobiecego jak i męskiego.

Kto poczuje tą równowagę w sobie, nie ma się czego lękać.

Data napisania artykułu: Kwiecień 2020