HISTORIA RODZINNEGO GROBU – NIEPRAWDOPODOBNA A JEDNAK PRAWDZIWA!

Gdyby opowiadał mi tę historię ktoś obcy, nawet bym nie uwierzyła, a tylko pokiwała głową z zainteresowaniem… Rzecz jednak zadziała się w mojej najbliższej Rodzinie. Nie da się więc w nią nie uwierzyć. Zadziała się kilka miesięcy temu, a zagadkę rozwiązujemy rodzinnie do dziś.
Jest więc to dla mnie najbardziej wiarygodna historia cmentarna spośród wszystkich nieprawdopodobnych w życiu, jakie znam.
Decyduję się ją Wam opowiedzieć po części dlatego, że ma wiele wspólnego z tematyką drzewa genealogicznego, o której rozmawiamy tu ostatnio dość sporo i by dać Wam swój przykład: być może komuś z Was przydarzyło się coś podobnie niespotykanego? Znacie mnie z tego, że mówię same sprawdzone rzeczy i zawsze staram się sama być tym, czego uczę, a uczę, że praca z drzewem rodowym ma sens nawet wtedy, gdy nie bywa łatwa, prosta i przyjemna!

Rzecz dzieje się w Końskowoli, wsi pod Puławami znanej w całej Europie z hodowli róż na masową skalę. Dziś już to miejsce wygląda inaczej niż je pamiętam z wczesnego dzieciństwa, kiedy różany zapach z końskowolskich pól przyprawiał o niemały zawrót głowy!

I właśnie w tejże wsi jest stary, zabytkowy cmentarz, na którym spoczywa wielu członków mojej Rodziny. Zresztą ilu z tych zmarłych jest z mojej Rodziny, a ilu spoza to pewnie nikt już nie dojdzie, bo i tak połowa to Ziółki, a druga Gembale – pisani raz przez ’em’ a raz przez 'ę’ – bo kiedyś innych nazwisk w tej wsi chyba nie dawano 😉 Gembalówny wychodziły za mąż za Ziółków i wydawały na świat Gembali, którzy potem żenili się z Ziółkównami i tak w kółko 😉
W każdym razie grobów rodzinnych w Końskowoli mamy kilka.

Jeden z nich w ubiegłym roku stał się obiektem spornym i odtąd zaczyna się kino akcji, otóż:
pewnego dnia Ciotka z Puław otrzymuje nagle telefon od swojego brata, a mojego Wujka, że ponoć nasz stary grobowiec został zdewastowany, płyta pomnika rozbita a grób rozkopany. Wujostwo pakuje się do auta i jedzie na oględziny miejsca akcji, gdzie zastaje zbolałą Kobietę, za której sprawą – kompletnie niechcący, ale o tym dowiemy się wszyscy dopiero po jakimś czasie – ów grób został zniszczony. Ta Kobieta jest matką młodego, dwudziestoparoletniego Syna, który przed kilkoma dniami zmarł na powszechnie panującą ciężką grypę. Ma Ona zamiar pochować swoje dziecko i… właśnie w tym celu przygotowuje nasz rodzinny grób!

Poziom zdziwienia jednej i drugiej ze stron jest nie do opisania. Teraz zaczyna się dochodzenie w celu wyjaśnienia sytuacji. Kobieta błaga, by pozwolić jej pogrzebać dziecko, bo pogrzeb już jutro, wszystko gotowe i nie zdąży wykupić nowej kwatery do tego czasu. Ciotka z Wujkiem jednak obstaje za utrzymaniem rodzinnego grobowca, w którym spoczywają nasi antenaci sprzed 5 pokoleń! Żeby skrócić historię powiem tylko to: ksiądz na plebanii, sprawdzając wolne kwatery, pomylił się o jedną i kazał grabarzom kopać nie tu, gdzie trzeba.
Skąd ta Kobieta miała wiedzieć, że wolny do wykupienia był grób obok a nie nasz? Nie mogła tego wiedzieć, gdy zlecała rozbiórkę grobu firmie pogrzebowej, a oni po prostu wykonywali swoją zleconą pracę…

Sprawa została wyjaśniona, jednak wymagała decyzji: i co teraz?
Dla wszystkich już stało się jasne, że zaszła pomyłka i grób nadal należy do Ziółków/Gembali. Jednak pogrzeb Syna ma być jutro, a Kobieta na samą myśl, że nie ma Go gdzie pochować niemal mdleje. Pada na kolana i zaczyna błagać (scena jak w filmie, Wujek podnosi Ją z kolan…), by mogła dochować Syna do naszego grobu, na co Ciotka z Wujkiem przystają, choć nie obyło się bez telefonu do Warszawy, bo przecież to grób wspólny z dalszą rodziną, więc i zgoda pozostałych właścicieli grobowca potrzebna. Moja Mama nie wyraża sprzeciwu, rozumie sytuację. Do mnie dzwoni bardziej w charakterze ciekawostki, ale ja – znacie mnie z tego – mimo że zgadzam się oczywiście na ten niecodzienny pochówek, nie potrafię spojrzeć na tą kwestię po prostu ot tak. Coś mnie zaczyna tu intrygować…

Pogrzeb odbywa się godnie, żeby dokończyć ten wątek.
Kobieta może pochować swego Syna zgodnie z planem, jednak zawiera wcześniej z nami umowę, że na nowej płycie nagrobnej zachowane będą nazwiska naszej Rodziny – w tym Pra-prababki Julki, Babci mojego Dziadka – która tu leży od ponad stu lat.
W międzyczasie uzgodnień wszystkich logistycznych kwestii dochodzi do przedstawienia się stron i tu okazuje się, że Kobieta nosi nazwisko Ciotce wcześniej już znane. Ciotka dzwoni do mnie ze słowami: „Magdusiu, Prababka Julia (dla Ciotki Prababka, dla mnie o jedno pra- więcej…) miała siostrę, która wyszła za mąż za człowieka o tym samym nazwisku. Ja myślę, że ta Kobieta to nasza rodzina, ale nie chciałam Jej tego mówić w takiej chwili… wiesz, Ona ma teraz inne sprawy na głowie (…)”

W biologii nie zdarza się tak, by dokoptować członka rodziny bez powodu.
Wszyscy zajmujący się genealogią czy psychogenealogią Wam to powiedzą.
Jeśli dołącza ktoś spoza systemu to wyłącznie dlatego, że wcześniej kogoś ubyło…

Zatem czemu dołączył do nas młody Syn?
Jakiego Syna w naszym systemie zabrakło?…

Zaczynam drążyć temat (to odpowiedź dla tych, którzy zawsze pytają: kiedy drążyć, a kiedy nie?), bo rzecz jest zjawiskowa, sami przyznacie.
Jak często zdarza Wam się, że ktoś Wam dochowuje obcą osobę do rodzinnej kwatery na cmentarzu?

Wiem już czego szukać i znajduję to w zasadzie od ręki:
chodzi o Wujka Franka, rodzonego brata mojego Dziadka, który jako młody mężczyzna po dwudziestce zaciągnął się do wojsk gen. Andersa i wraz z nim wyemigrował z kraju przez Hiszpanię aż do Szkocji (więziony wielokrotnie przez gen. Franco i innych mu podobnych w czasie II Wojny Światowej). Pozostał tam aż do śmierci. Jego marzeniem był powrót do ojczyzny, ale to się nie mogło ziścić. Chciał być pochowany na terenie Polski, ale pozostał w Szkocji i ta rzecz się nie zmieni. Jest bardzo niewiele osób w naszej Rodzinie, które znają tą historię w szczegółach. Wola Wujka Franka nigdy nie została spełniona i krążyła w aurze rodowej wiele lat…
Zdaje się , że miał Wujek Franek spory udział w tym, by ksiądz pleban pomylił grobowce na końskowolskim cmentarzu…

Straty w rodzinach są zawsze rekompensowane.
Tylko nie zawsze my – ludzie potrafimy to zauważać i prawidłowo odczytywać.

Nasza Rodzina straciła młodego mężczyznę – to subiektywny odbiór w polu informacyjnym; emigracja Wujka Franka najwyraźniej była odbierana w Polu jako strata, choć świadomie nikt tego nigdy wcześniej tak nie nazwał (!) – zostało to właśnie wyrównane.
Młody Syn dostał uznanie w naszej Rodzinie.
Kobieta być może okaże się daleką krewną mojej Mamy i Ciotki oraz Wujka, na sprawdzenie czego czekamy spokojnie…
Co było tajemnicą, powoli ujrzy światło dzienne.
Gdzie była potrzebna równowaga, mogła ona nastąpić.

Więcej wniosków z tej historii póki co nie mam, ale nie o twardą dedukcję tu chodzi.
To, czym chcę się podzielić najbardziej to to, że odkąd pojęłam tę całą historię, czuję w Rodzinie większy spokój.
Nikt nie pospiesza Kobiety ze zrobieniem nowej płyty nagrobnej, wszyscy czekamy na to spokojnie.
Nie ma ani jednej osoby, którą ta sprawa by dręczyła czy irytowała.
Jest zgodność.
Jest uszanowanie.
Jest spokój serca.

Świadomość uzdrawia.

Piszę to do Was z Miłością i Światłem ❤️

Magda Wdowiak

p.s. Na zdjęciu moje dwa rodzinne groby w Końskowoli: jeden ze starym pomnikiem – to ten tyłem, a drugi obok – ten piaszczysty, jeszcze bez płyty – to ten starszy, ale teraz jakby odświeżony powiewem nowej energii. Nad grobem moja kochana Kuzynka, a obok Niej – Jej matka chrzestna – Ciotka, o której pół tej historii, nota bene o tym samym imieniu i nazwisku, co Kuzynka! W tej Rodzinie jest jeszcze trzecia kobieta, która się nazywa tak samo, jak One, ale to opowieść na inny wieczór…

p.s.2 – wszystkie postaci ze zdjęcia wyraziły zgodę na tą publikację i wspierają moje działania, za co jestem Im bardzo ale to bardzo wdzięczna ❤️

Ciotka z Wujkiem obchodzą dziś swoje 70-te Urodziny – pomyślcie o Nich ciepło, poproszę 🙂

Ja myślę ciepło o wszystkich Waszych podobnych historiach – niech się uwalniają, dla Wyższego Dobra.
Amen.