Twój koszyk jest obecnie pusty!
DIAGNOZA ≠ LECZENIE!
Magda, a do czego jest potrzebna diagnoza medyczna, skoro Biologia Totalna (BT) przyczyn dysfunkcji upatruje w konfliktach emocjonalnych?
Odpowiadając najbardziej wprost:
dobra diagnoza dysfunkcji potrzebna jest konsultantowi BT do tego, aby wiedzieć, z czym dokładnie pracować = jakich podświadomych konfliktów szukać!
To jest do tego samego co lekarzowi, by potem wiedział, co ma leczyć!
Oraz do tego samego, co mechanikowi samochodowemu, by wiedział, co ma naprawiać!
Ludzie zbyt często wyobrażają sobie, że Biologia Totalna to metoda, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odczaruje wszelkie problemy człowieka… Że wystarczy jedno „Aha!” z błyskiem w oku, by zdekodować wszystkie rodzinne programy i uwolnić ciało od cierpienia…
A to nie tak.
Owszem – Biologia Totalna może bardzo wiele; często daje tą ostatnią „kropkę nad i”, której brakowało na ścieżce dotychczasowych poszukiwań, co z kolei pozwala połączyć ze sobą resztę kropek i finalnie uzyskać upragnione „Aha!”.
Ale żeby to uzyskać konieczne jest wpierw trafne pytanie!
Pytanie zaś będzie tym trafniejsze, im bardziej precyzyjnie określony będzie konflikt fizyczny!
W tym celu potrzebna jest właśnie diagnoza.
Wyobraźmy sobie, że do gabinetu konsultanta BT wchodzi osoba z bólem brzucha.
Konsultant BT może pracować na objawach ogólnych, ale jego praca będzie o wiele skuteczniejsza, jeśli pozna dokładną przyczynę fizyczną tego bólu. Z czym innym będzie pracował w przypadku nadżerki żołądka a dwunastnicy. Z czym innym przy dysbiozie jelit a stanach zapalnych w otrzewnej. Z czym innym jeśli problemy w otrzewnej są pierwotne, z czym innym kiedy są wtórne itd.
[Opowiadam o tym kilka godzin na swoich webinarach o przewodzie pokarmowym czy o jelitach i serio! – istnieje mnóstwo szczegółów do rozróżnienia w tym temacie!]
Każda dodatkowa informacja o historii choroby oraz o dokładnej diagnozie przyczyny bólu brzucha, pomaga postawić szczegółowe pytanie, które precyzyjnie namierza konflikt w podświadomości.
Kłopot z niezrozumieniem tego zagadnienia u niektórych ludzi polega nie na tym, że nie znają podstaw Biologii Totalnej, bo znają – często mają ogromną wiedzę w tym zakresie! – tylko na tym, że nie rozróżniają celu wizyty w przychodni diagnostycznej.
Wyjaśnię:
W klasycznym wydaniu ścieżki leczenia się człowieka cywilizowanego wygląda to tak, że kiedy udaje się on do jakiejkolwiek placówki medycznej z dowolną dolegliwością, szuka nie tyle wiedzy o sobie, co pomocy, by ulżyło mu to w cierpieniu.
I to jest ok.
Kłopot tylko w tym, że rzadko kiedy zdaje on sobie sprawę z tego, że w zależności od rodzaju wybranej lecznicy, oprócz diagnozy usłyszy od razu konkretną propozycję leczenia.
Tymczasem DIAGNOZA ≠ LECZENIE!
To dwie różne sprawy, które należy rozdzielić!
Człowiek, idąc po diagnozę medyczną, powinien zawsze pamiętać, że wybór ścieżki leczenia należy do niego!
Że nie musi podporządkowywać się procedurom szpitalnym czy zaleceniom jakiegokolwiek medyka, jeśli jest to niezgodne z nim samym, choć oczywiście poniesie tego konsekwencje.
Dlaczego tego tak powszechnie nie rozumiemy???
Nie wchodząc w wątki historyczne (nasze uwarunkowania płynące z dogmatycznych religii czy purytańskich szkół itp.), wystarczy powiedzieć, że byliśmy przez wielolecia kształtowani tak, by stawać się wyznawcami autorytetów zewnętrznych, a nie kierować się autorytetem wewnętrznym, jaki każdy z nas powinien wykształcić w sobie sam.
Efekt tego jest taki, że kiedy potem pacjent zgłasza się do lekarza z jakimkolwiek bólem do rozpoznania i w transakcji wiązanej z procedurą diagnostyczną dostaje od razu szereg zaleceń medycznych, bezwiednie i nie zastanawiając się, czy jest to zgodne z nim samym, podlega tym zaleceniom, często bardzo ze strachem na karku, że jeśli tego nie zrobi, stanie się coś złego…
Tymczasem DIAGNOZA ≠ LECZENIE!
Naprawdę można wyjść z gabinetu z diagnozą i dać sobie czas na podjęcie decyzji o strategii leczenia najbliższej sobie samemu.
Naprawdę nie trzeba podlegać siłom autorytetu białego kitla.
Naprawdę nie trzeba zginać karku i zapominać o sobie samym tylko dlatego, że tak robili nasze matki i ojcowie!
Co ciekawe i warto to zauważyć, że można tak zrobić za każdym razem, niezależnie od tego czy wychodzimy z diagnozą z gabinetu szpitalnego, przychodni medycyny akademickiej czy kliniki terapii naturalnych. To nie ma znaczenia dla naszej wewnętrznej konfrontacji.
Podejmując wybór o drodze leczenia, powinniśmy stać w zgodzie ze sobą.
Powinniśmy się czuć spójni z wszystkimi decyzjami co do tego wyboru i być gotowi na poniesienie wszelkiej odpowiedzialności za konsekwencje tego wyboru.
Najlepiej bez strachu…
To bardzo interesujące, że ludzie tak często nie potrafią tego rozdzielić.
Że myślą, że skoro już wybrali jeden gabinet w celach diagnostycznych, to są skazani wyłącznie na tą jedną procedurę leczniczą.
A procedur jest wiele.
Można wyjść z diagnozą z kliniki, a po strategię leczenia udać się do innego specjalisty!
Można wyjść ze szpitala z wynikami badań krwi, USG, RTG, TK, MR, PET, EKG czy innymi i udać się po rozwiązanie do lekarza medycyny chińskiej (TCM) lub Ayurwedy, do konsultanta Biologii Totalnej, do naturoterapeuty czy bioenergoterapeuty.
Można też wyjść z diagnostyki w biorezonansie lub w quantecu, od szeptuchy czy bioenergoterapeuty i wybrać leczenie antybiotykami, sterydami czy skalpelem.
To naprawdę nie chodzi o to, która ścieżka leczenia jest lepsza sama w sobie.
To chodzi o wybór i poczucie wyboru: o poczucie, że nie jest się skazanym na procedurę, którą przepisuje 'ten w białym fartuchu po drugiej stronie’.
O świadomość, że za własne zdrowie każdy odpowiada sam.
I że DIAGNOZA ≠ LECZENIE!
Po to idziemy po diagnozę, by się dowiedzieć, jaka jest bezpośrednia przyczyna dysfunkcji organizmu.
Tyle.
Potem podejmujemy decyzję, jaką strategię leczenia swojej dysfunkcji wybrać dla siebie najlepiej w oparciu o uzyskaną diagnozę.
I nawet jeśli w pakiecie z wynikami diagnostycznymi otrzymujemy zestaw recept, dietę rozpisaną na lata oraz szereg zaleceń od danego specjalisty, mamy pamiętać, że nie jest naszym obowiązkiem zadowalanie tegoż specjalisty swoim kosztem!
Ludzie to robią i robią to z różnych powodów:
często ze strachu przed odrzuceniem, przed karą czy krytyką;
robią to, bo dają się wbijać w poczucie winy,
robią to, bo nie mają wiedzy o tym, jak mogą pomóc sobie sami inaczej = z niewiedzy,
robią to, by zadowolić innych, bo zawsze tak robią…
Dziś rozdzielamy dwie sprawy i pozwalamy, by stały się osobne.
Dziś rozróżniamy wizytę u lekarza czy terapeuty w celu postawienia diagnozy i nazwania problemu od rozpoczęcia leczenia czy rozwiązywania konfliktu.
Dziś mierzymy się z własną odpowiedzialnością za siebie i za wybór ścieżki powrotu do zdrowia;
mierzymy się z odwagą do stanięcia przed takim świadomym wyborem i być może koniecznością odmowy autorytetowi(?).
Pamiętajmy: DIAGNOZA ≠ LECZENIE!
Żeby pomóc sobie skutecznie, potrzebna jest dobra diagnoza problemu.
Nie na wszystkim się znamy, dlatego cenimy specjalistów w diagnozie.
Wybór sposobu naprawy problemu należy jednak do nas samych.
Z Miłością i Światłem ❤️
Magda Wdowiak